Prezent na pierwszą komunię. Dlaczego bibliofilskie wydanie klasyki będzie lepsze niż konsola
Edyta Plich
Magdalena Siekierzyńska
01.01.2024 Alternatywna Lista Lektur, czytanie, książki, kompetencje przyszłości
Przed laty razem z moją mamą jako prezent na pierwszą komunię dla mojego syna Maćka wybierałyśmy baśnie z różnych stron świata. Chciałyśmy dmuchnąć mu w skrzydła, żeby zapachniało wolnością i światem.

Tekst oryginalnie zamieszczony został na portalu Wysokie Obcasy w ramach cyklu Być Rodzicem. Rozmowa Edyty Plich i Magdaleny Siekierzyńskiej.

Edyta: Kiedyś zegarek i rower, dziś konsola, smartfon i smartwatch uważane są za najlepszy prezent na komunię. Takie przekonanie panuje w polskim społeczeństwie niezależnie od zaangażowania religijnego. Sama długo myślałam nad prezentem dla mojego chrześniaka. Chciałam mu sprawić radość. W końcu postanowiłam podarować mu przygodę. Kupiłam Olkowi i jego rodzicom bilety na samolot do Wrocławia oraz wstęp do wrocławskiego zoo. Mój chrześniak nigdy wcześniej nie leciał samolotem. Interesował się też zwierzętami. Uznałam więc, że dzień spędzony z rodziną będzie dla niego niezapomnianym przeżyciem. Tak też się stało.

Magda: Wspaniały, niematerialny prezent. Mój po części też taki będzie. Zamierzam podarować mojej bratanicy, oprócz biżuteryjnego drobiazgu, wspólną wyprawę na najlepsze ciastka na świecie i – oczywiście jak zawsze – książkę. Już słyszę komentarze sióstr Hani: „Ciociu, znowu książki…”. I po raz kolejny będę im tłumaczyć, dlaczego uważam, że książki są idealnym prezentem.

To nie ptasie mleczko, które kusi, ale daje tylko chwilową przyjemność. Dobrze to pokazują „Opowieści z Narnii” C.S. Lewisa – dla mnie oczywisty wybór na komunię. Przejście Łucji przez magiczną szafę, spotkanie Edmunda z Białą Czarownicą, Aslan na kamiennym stole – to historie, do których można wracać wiele razy i odkrywać je na nowo. Zapada w pamięć nie tylko baśniowość przedstawionego świata i fascynujące przygody, ale także głębia przesłania. Wynika ona z nawiązań do motywów chrześcijańskich, mitologicznych, staroangielskich. W jednej z najważniejszych rozmów, jakie przeprowadziłam z moją starszą bratanicą po śmierci jej babci, pomogła mi właśnie wspomniana scena z Aslanem.

Edyta: Moi synowie są bardzo różni, jednak postać lwa w każdym z nich wzbudzała wielkie emocje, elektryzowała ich wręcz. Zapamiętywali każde pojawienie się Aslana, a nawet wypowiadane kwestie. Potem odgrywali je w zabawie. Dlaczego tak chętnie wchodzili w narnijski świat? Bo, tak jak baśń, opowieść ta odpowiada na potrzeby rozwojowe dziecka, tłumaczy mu świat. Dziecko traktuje przedmioty i przyrodę animistycznie – są one dla niego żywe, czują, rozumieją. Mały czytelnik potrzebuje magii, cudowności i wiary w nadprzyrodzone moce oraz wzorca, jak wyjść zwycięsko z wyjątkowo trudnych sytuacji życiowych.

Bettelheim pisze o tym następująco: „Baśnie dają do zrozumienia, że pomyślne, pełne satysfakcji życie dostępne jest każdemu, mimo życiowych przeciwności – lecz jedynie wówczas, gdy nie ucieka się przed pełnymi niebezpieczeństw życiowymi zmaganiami”. I dlatego przed laty razem z moją mamą jako prezent na komunię dla mojego syna Maćka wybierałyśmy baśnie z różnych stron świata. Chciałyśmy dmuchnąć mu w skrzydła, żeby zapachniało wolnością i światem.

Magda: To jeden z powodów, dla których baśnie znalazły się na naszej Alternatywnej Liście Lektur. Proponujemy młodym czytelnikom całe serie baśni celtyckich, chińskich czy afrykańskich. Jeśli młodszym dzieciom czytamy baśnie Andersena, to starszym warto podsunąć „Zamek Soria Moria. Baśnie norweskie” z niezwykłymi ilustracjami Marii Ekier. Baśnie z różnych stron świata to opowieści symboliczne, które poszerzają wyobraźnię, uczą tolerancji i otwartości.

E.: Dzięki schematyczności fabuły, nieokreśloności czasu i miejsca – bo przecież wszystko dzieje się „dawno, dawno temu, za górami, za lasami” – dziecku łatwiej skupić się na postawach bohaterów i na ich wyborach. Czytanie baśni to nauka odróżniania dobra od zła, rozpoznawania zagrożeń, wspaniały przegląd postaw i zachowań w przełomowych sytuacjach życiowych. To drogowskaz na życie. Baśnie uczą rozumienia języka symbolicznego. Dzieci bez problemu akceptują, że z brzucha wilka wyskakują nienaruszone babcia, Czerwony Kapturek i… koszyczek.

M.: Dlatego warto zainwestować w zbiory baśni. Im bliższe oryginałowi, tym lepiej. Zbanalizowane i uproszczone tracą swoją moc.

E.: Komunia to dobry moment, by zacząć kompletować biblioteczkę młodego człowieka. W przyszłości stanie się ona jego najlepszym posagiem. Potraktujmy to jako inwestycję w to, kim kiedyś będzie nasze dziecko. Dając prezent, myślmy nie tylko o tym, jaką wywoła on reakcję, ale też, jak wpłynie na życie obdarowanego. Euforia radości po otrzymaniu PlayStation od cioci kontra seria książek. Kto zaryzykuje? Ciągłe odciąganie dziecka od gry kontra opowieść, która pomoże mu lepiej zrozumieć siebie i świat.

M.: Są takie książki, które zmieniają świadomość. Postaci i sceny z takich powieści odnosimy później do sytuacji i ludzi w naszym życiu. Taką pozycją są dla mnie „Muminki” Tove Jansson. Kto nie ma w swoim otoczeniu Małej Mi, lekkoducha Włóczykija, złośliwej i groźnej Buki? Chyba nikomu nie udało się stworzyć tak rozpoznawalnych, choć niejednoznacznych, postaci. Zachowania mieszkańców Doliny Muminków budzą nasze skrajne emocje, od zachwytu po rozczarowanie czy oburzenie. W dzieciństwie kompletnie nie mogłam zrozumieć, dlaczego moją przyjaciółkę tak bardzo pochłonął świat Muminków, aż sama odkryłam je i pokochałam… mając 16 lat.

E.: Z moimi synami wielokrotnie podchodziłam do tej serii. U Janka Muminki budziły lęk, a słowo Buka było zakazane w domu. Z kolei Antek odnalazł w nich wiele humoru. Niektóre opowiadania musiałam czytać mu wielokrotnie. Maciek od razu wyczuł metafizykę tego świata, przeżywał rozterki muminka związane z przyjaźnią. Natychmiast polubił Włóczykija i zastanawiał się nad tym, czym jest wolność. Dla mnie wieczorne czytanie dzieciom książek Tove Jansson jest wielką przyjemnością. Pozwala mi zatrzymać się i złapać dystans do wielu spraw.

M.: W biblioteczce dziecka powinna się też znaleźć Astrid Lindgren. Jej wspaniałe, pełne humoru powieści spodobają się również tym, którzy nie lubią fantastyki. Dla mojej Zuzi czytanie Lindgren to niezawodny sposób na poprawę nastroju. Szczególnie lubi „Lottę z ulicy awanturników”. Zawsze terapeutycznie działa na nią historia małej dziewczynki, która wstaje z łóżka lewą nogą i pełna frustracji ucieka z domu, a potem cudownie zostaje uratowana przez rodziców.

E.: Lindgren – wiadomo, klasyk. Pipi i Karlssona znają wszyscy, ale ja nie wyobrażam sobie wychowywania synów bez czytania „Emila ze Smalandii” i „Dzieci z wyspy Salkrakan”. Tę ostatnią szczególnie polecam przed wakacjami – to piękna letnia opowieść, ciepła i wzruszająca, wydobywająca niezapomniane smaki dzieciństwa. Istotne jest też dla mnie to, że ta powieść – pełna niewiarygodnych przygód, barwnych postaci i zabawnych dialogów – rozgrywa się na skandynawskiej wyspie wśród serdecznych ludzi.

M.: Moje dzieciństwo zmienili „Bracia lwie serce”. Bałam się tej historii, a jednocześnie przyciągała mnie jak magnes. Dzięki niej zrozumiałam, że możemy dorosnąć do rzeczy, które nas przerastają, choć wymaga to wielkiego wysiłku.

E.: To ukochana książka mojego Antosia. Najpierw przeczytaliśmy ją wspólnie, potem wysłuchał audiobooka ze sto razy. Każdy z moich chłopców ma inną ulubioną książkę Astrid Lindgren. Warto dać je dzieciom do przeczytania. Niech same dokonają własnych wyborów.

Na komunię można dać też dzieciom specjalne książki, takie, do których potem dorosną. Książki bibliofilskie, zaprojektowane i własnoręcznie wykonane przez artystów. Piękne wydane klasyki, tomiki wierszy pachnące kwiatami, pozycje kolekcjonerskie.

M.: To może na komunię biały kruk zamiast diamentu?

Early Stage baner